piątek, 25 października 2019

Spotkanie z amantem

Jak wyjaśnić szczęśliwe pożycie małżeńskie wspaniale korelujące z miłością (od najmłodszych lat!) skierowaną w stronę Van Damme? Klasyczny przykład pytania retorycznego. Szpagatów kinowych ci ostatnio jednak jakoś mniej. Postanawiasz zatem, część swych uczuć ulokować w innym jeszcze miejscu...I właśnie w tym momencie, na horyzoncie pojawia się najprawdziwszy amant polskiego kina. 

Na kilku komediach romantycznych (choć nie przepadasz za tym gatunkiem) z jego udziałem już byłaś. Zupełnie zapominasz wtedy o konsumpcji, tak uwielbianej przez siebie przekąski jaką jest popcorn. Jest to najprawdopodobniej wynikiem zamaślanienia oczu. To bardzo ciężki stan. Co za dużo, to nie zdrowo. Organizm jednak wie, co robi. Innym poseansowym objawem stają się nogi z waty. Ciężko w tym stanie wrócić do szarej rzeczywistości. Uginają się. Każda chce iść w inną stronę. Zupełnie nie wiesz, o co im chodzi. Na pewno nie chodzi im o chodzenie. Bujać w obłogach się zachciewa łamagom jednym. A i jeszcze problemy z zasypianiem. Tak. Trzy kolejne noce - minimum, masz z głowy.

Jako prawdziwa fanka chcesz się jednak ciągle doskonalić. Poznawać głębiej swój obiekt westchnień. Gdy do kin trafia więc ''Fighter'', od razu wiesz że nie może cię tam zabraknąć. Miał to być co prawda film sensacyjny, skończył zaś jako komedia. W ogóle ci to jednak nie przeszkadza. Zupełnie nie wiadomo o co w nim chodzi. Połowa scen gdzieś się zapodziała. Braki obejmują też związki przyczyno-skutkowe, a kolejność scen nie posiada natury typowo logicznej. Całe szczęście, że miłość bywa ślepa jak kurczak. Dzięki temu i tym razem wychodzisz z kina uradowana po pachy.

Nadchodzi wreszcie dzień kiedy się poznacie! Taaaak...poznacie. Idziesz z nim na kawę. To znaczy prawie z nim i prawie na kawę.  Może jej zabraknąć - ma tam być bowiem jeszcze kilka osób. Kwestia stolika też staje pod znakiem zapytania. Niby rezerwacja, a jakieś problemy techniczne? Ale nawet bez kawy, bez stolika to spotkanie będzie niesamowite. Jeszcze nigdy nie obsługiwał cię przecież on - ''Niemy kelner''. 

A teraz na poważnie. Mając do wyboru rząd siódmy i drugi, wybierasz opcję numer jeden. Nie ze względu na sokoli wzrok, co to to nie. W grę wchodzą raczej względy bezpieczeństwa. Nie ufasz sobie na tyle, by obiecać że nie wskoczysz na scenę. Z drugiego rzędu byłoby to kusząco proste. Chcesz jednak, aby dowiedział się w końcu o twoim istnieniu. Postanawiasz więc mieć w zanadrzu biustonosz, który to w najbardziej optymalnym momencie, wystrzelisz w kierunku sceny. Problem pojawia się jednak z rozmiarem. Mała powierzchnia równa się kiepski lot. Lekcje fizyki nie poszłyna marne. No nic, stanik musisz więc ukraść. Najlepiej jakiejś niewiaście hojniej obdarzonej przez naturę lub pójść w dodatkowe koszty i przed wyjazdem na spektakl, zakupić jakąś gustowną miseczkę, co najmniej D.

Wracając do pytania-klucza z początku wpisu: jak to możliwe? Ano, trzeba mieć cholerne szczęście by mieć małżonka, który dzielnie towarzyszy ci podczas tych wszystkich ''spotkań z amantem'', trzymając cię wtedy za rękę, wyjątkowo mocno.