wtorek, 17 marca 2020

''Oż Ty draniu...'', czyli Babski Comber z tragicznym finałem


Historia świeża, bo sprzed tygodnia z hakiem. 9 marca. Babski wieczór. Katowice. Do stolicy Górnego Śląska przywiodła Was (Ciebie i Twą ''Towarzyszkę od zawsze'') chęć ukulturalnienia się. No dobra...była to przyczyna drugiego rzędu. Pierwsze skrzypce miał tu bowiem, niemal dosłownie, zagrać On.

Sławek, bo o nim mowa zaczarował cię od pierwszego wejrzenio-usłyszenia. Szpiegowskie media społecznościowe, które najwidoczniej wiedzą czego ci w życiu trzeba, naświetliły mocno jego postać. Już wtedy wiedziałaś, że jeden z jego koncertów musi być twój! 




I stało się! Kilka dni później, miałaś już zaklepane miejsce w dwunastym rzędzie (bliższe bowiem groziły zawałem serca). A wszystko to za sprawą twojej ''Towarzyszki doli i niedoli''. To dzięki Niej liczba amantów do odhaczenia kurczy się w zastraszająco szybkim tempie. Informacja o październikowym Mikołaju to również Jej sprawka.



Na kilka dni przed koncertem uświadamiasz sobie, że 9 marca wypada w... poniedziałek. Menadżer to ewidentnie alkoholik lub zwyczajna trąba. Kręcenie nosem mija ci jednak szybko. Czas zacząć przecież szykować odzienie wierzchnie na sławkowy-wieczór.


***

Poniedziałek w toku. Dzisiaj nadzwyczaj szybko mówisz. Tłumaczysz ułamki. Zawiązujesz buty pierwszakom. Zapominasz o potrzebach fizjologicznych.  Swoich - żeby nie było. Równie szybko przemieszczasz się. Sprawy wszelkiej maści (w tym zakup pierwszego od pól dekady biletu autobusowego) załatwiasz tempie błyskawicy. Pani w kiosku pewnie do tej chwili, nie wie co się stało. Po, niemal dosłownym, wyłamaniu drzwi wejściowych do domu i napadzie na kuchnię, spożywasz trzy posiłki jednocześnie. Zaległy, właściwy i na potem. 

Popołudniowe zajęcia poprzekładałaś gdzie tylko się dało, z wigilią włącznie. Pozostało zatem jedynie ogarnięcie siebie. Prysznic, rutyna. Makijaż jednak - gościnnie. Tak, że do końca wieczoru facjata pozostaje w szoku. A gdy tylko kreacja ląduje na ciele, nie pozostaje nic innego, jak tylko wio na autobus.

Na przystanku jesteś dwie minuty przed czasem. Zbierasz pospiesznie język z ziemi, w końcu tyle teraz się mówi o wszędobylskich zarazkach. Dojazd kosztował cię zaledwie dyszkę, zapewniona była też miła atmosfera w podróży i brak stresu przy parkowaniu. Jednak trasa jaka jest do pokonania po wyjściu z niego i tak sprawia, że przypominają ci się wszystkie poznane dotąd przekleństwa. Po przebiegnięciu pół-maratonu, znalazłyście w końcu ziemię obiecaną. 

Pomimo odległości od sceny, miejsca okazują się zacne. Lokujecie się zatem wygodnie, wyostrzacie wzrok, aby gotów był na TEN widok. Sam koncert wspaniały. Chwilami się wzruszasz. Kilka razy słychać też twój bezwstydny śmiech. Ciarki na ciele przez jego głos - niemal stale. Im dalej w las, tym emocje chcą sięgnąć zenitu. Zdajesz sobie sprawę, że to już ostatnie kawałki.  Potem już tylko odbiór nagrody głównej - zdjęcie z amantem. Kolekcja powiększy się i to jak, ho ho. O całe dwa metry dwa centymetry. W tej jednak chwili, mikrofon wymierza w ciebie swój prawy sierpowy. Sławek informuje, że niestety nie może zrobić sobie z tobą słit foci... 

Korona-psikusie, ty draniu!

P.S. Wygrałeś bitwę. Ale nie wojnę...


niedziela, 1 marca 2020

MMA w wersji szkolnej


Niedziela. I nawet jeśliby darzyć ją sympatią, niedziela nie wróży nic dobrego. Z jej czeluści dobiega przecież diabelski pogłos ''Pooonieedziaałeeeeeeek…'' Brrr… na samą myśl przechodzą cię dreszcze. Chcąc nie chcąc, jutro znów sam siebie mianujesz superbohaterem. Bohater w piekle? To się kupy nie trzyma...

Co jakiś czas dokonujesz refleksji pewnych obszarów swojego życia. Dziwnym trafem, często jest nim szkoła. I tym razem nie byłeś zbyt kreatywny. Padło bowiem na przerwy międzylekcyjne. Dla nieletnich - raj na ziemi, dla ciebie i Twoich współtowarzyszy - katastrofa odradzająca się równo, co trzy kwadranse. I nie będziesz tu nawet wspominała o hałasie, przez który po dekadzie pracy, z pewnością jesteś w nieuświadomionej kolejce do otrzymania zaświadczenia pfu-lekarskiego pt. "głuchota całkowita'' - wersja pesymistyczna. W najlepszym zaś  razie, masz szansę skończyć jako babka z 'Allo 'Allo. Głucha, bo głucha, ale uciech w życiu jej nie brakowało.



Tak jak istniejące biuro rzeczy znalezionych, może skrywać w swoich zakamarkach najróżniejsze znaleziska, tak ty zmagasz się nieustannie z rozwiązywaniem spraw wszelakich. W czasie przerwy jesteś świadkiem klasycznych dramatów młodego pokolenia. Bo jak tu przejść obojętnie wobec tego, że Nadia z pierwszej "A'' nie podzieliła się z Damiankiem swoimi paluszkami w polewie czekoladowej. Jak przymykać oko na grupę starszych dziewczyn, zajadających się kanapkami w szkolnym WC. Jak wreszcie nie zauważyć przeklejonych do ciebie małych Obiektów muszących natychmiast opowiedzieć o tym co robili wczoraj u babci, jak zachowuje się ich pies, kiedy nasika na podłogę, jakie choroby bakteryjne przechodzi właśnie młodsze rodzeństwo, jaki system operacyjny posiada ich nowy komputer (tak, pierwszaki już to analizują).

Tu etiologia jest raczej prosta i mało optymistyczna. Rodzice będący dwanaście godzin w pracy sprawiają, że ich pociechy muszą, po prostu muszą (''bo się uduszą''), wypełnić mózg jakiegoś dorosłego zamiennika mamy lub taty, wszystkim, co im ślina na język przyniesie. Jest to oczywiście do zrobienia, z tymże trudno się słucha o moczu psa jednocześnie odpowiadając, że przykro ci z powodu anginy braciszka. Także z nowiuśkim aparatem słuchowym możesz już spokojnie ustawiać się w kolejce do specjalisty od ludzkiej psychiki. Najprawdopodobniejsza diagnoza ''Ja, Irena i ja''.

Najgorsze jednak przed tobą. Każdego dnia wcielasz się też w policjanta. ''Dlaczego chłopcy z drugiej klasy przebywają na korytarzu dla klas starszych?'', oto jest pytanie. Nieustannie mierzysz też ich prędkość poruszania się po korytarzu. I tutaj kończą się, jakby to powiedzieć, względnie neutralne dla zdrowia i życia zachowania. 

Temperatura wzrasta, gdy dziecięca wyobraźnia poszła o krok za daleko. "Kto komu przyfasolił pierwszy, Maciek Danielowi, czy odwrotnie?'' - zadajesz pytanie niczym prokurator. ''Dlaczego to zrobiłeś?'' - zapyta twój wewnętrzy psycholog. Ewentualne uwagi lub nagany wypisujesz, jak przystało na Sąd Najwyższy.

Czym z kolei zajmujesz się jako biedny superbohater? Biedny, bo bez peleryny. Ratowaniem istnień ludzkich, wiadomo. W swojej karierze uratowałaś ich już pewnie kilkaset. Udana przerwa, bez popchnięcia, kopnięcia, podstawienia nogi, wpadania na siebie, na ścianę, celowo, bezcelowo, nie istnieje. Ryzyko zakończenia swojego żywota przez kilkuletniego obywatela RP wzrasta, gdy akt popchnięcia dzieje się tuż nad schodami, lub gdy siła w nie włożona jest zbyt duża, w stosunku do masy ciała. Uderzanie swojego ciała o ścianę również może prowadzić do Boga Ojca, chociażby wtedy, gdy w buzi znajduje się lizak, a prędkość nieletniego sięga 50km/h. Celowe upadanie na ziemię, czołganie po niej (pomagając przy okazji paniom sprzątającym), rzucanie w siebie przedmiotami będącymi zabawkami, jedzeniem, przyborami szkolnymi i innymi niezidentyfikowanymi bibelotami, wymaga z kolei refleksu Bonda. Apelujesz zatem, aby Ministerstwo wyposażyło cię we wszystkie niezbędne gadżety agenta 007.

I w końcu, na pozornie zwyczajnym korytarzu szkolnym, nie brak sytuacji czysto detektywistycznych. Przykładowo, kilka dni temu wchodząc po dzwonku do sali, ustalasz szybko, że brak dwójki twoich podopiecznych. Radości z faktu, że w sali znajduje się nie jeden, a dwóch belfrów, nie ma końca. Dzięki temu, możesz niezwłocznie udać się na poszukiwania zaginionej pary. Instynkt detektywa niemal od razu podpowiada ci, aby skierować kroki w stronę gabinetu higienistki. Od progu zauważasz brakujące ogniwa pierwszej klasy. Obydwaj z lodem uśmierzającym ból. Pierwszy - przy głowie. Drugi - przy narządach rodnych. To pierwsza zagadka, która pozostaje nierozwiązana do dziś...