niedziela, 1 marca 2020

MMA w wersji szkolnej


Niedziela. I nawet jeśliby darzyć ją sympatią, niedziela nie wróży nic dobrego. Z jej czeluści dobiega przecież diabelski pogłos ''Pooonieedziaałeeeeeeek…'' Brrr… na samą myśl przechodzą cię dreszcze. Chcąc nie chcąc, jutro znów sam siebie mianujesz superbohaterem. Bohater w piekle? To się kupy nie trzyma...

Co jakiś czas dokonujesz refleksji pewnych obszarów swojego życia. Dziwnym trafem, często jest nim szkoła. I tym razem nie byłeś zbyt kreatywny. Padło bowiem na przerwy międzylekcyjne. Dla nieletnich - raj na ziemi, dla ciebie i Twoich współtowarzyszy - katastrofa odradzająca się równo, co trzy kwadranse. I nie będziesz tu nawet wspominała o hałasie, przez który po dekadzie pracy, z pewnością jesteś w nieuświadomionej kolejce do otrzymania zaświadczenia pfu-lekarskiego pt. "głuchota całkowita'' - wersja pesymistyczna. W najlepszym zaś  razie, masz szansę skończyć jako babka z 'Allo 'Allo. Głucha, bo głucha, ale uciech w życiu jej nie brakowało.



Tak jak istniejące biuro rzeczy znalezionych, może skrywać w swoich zakamarkach najróżniejsze znaleziska, tak ty zmagasz się nieustannie z rozwiązywaniem spraw wszelakich. W czasie przerwy jesteś świadkiem klasycznych dramatów młodego pokolenia. Bo jak tu przejść obojętnie wobec tego, że Nadia z pierwszej "A'' nie podzieliła się z Damiankiem swoimi paluszkami w polewie czekoladowej. Jak przymykać oko na grupę starszych dziewczyn, zajadających się kanapkami w szkolnym WC. Jak wreszcie nie zauważyć przeklejonych do ciebie małych Obiektów muszących natychmiast opowiedzieć o tym co robili wczoraj u babci, jak zachowuje się ich pies, kiedy nasika na podłogę, jakie choroby bakteryjne przechodzi właśnie młodsze rodzeństwo, jaki system operacyjny posiada ich nowy komputer (tak, pierwszaki już to analizują).

Tu etiologia jest raczej prosta i mało optymistyczna. Rodzice będący dwanaście godzin w pracy sprawiają, że ich pociechy muszą, po prostu muszą (''bo się uduszą''), wypełnić mózg jakiegoś dorosłego zamiennika mamy lub taty, wszystkim, co im ślina na język przyniesie. Jest to oczywiście do zrobienia, z tymże trudno się słucha o moczu psa jednocześnie odpowiadając, że przykro ci z powodu anginy braciszka. Także z nowiuśkim aparatem słuchowym możesz już spokojnie ustawiać się w kolejce do specjalisty od ludzkiej psychiki. Najprawdopodobniejsza diagnoza ''Ja, Irena i ja''.

Najgorsze jednak przed tobą. Każdego dnia wcielasz się też w policjanta. ''Dlaczego chłopcy z drugiej klasy przebywają na korytarzu dla klas starszych?'', oto jest pytanie. Nieustannie mierzysz też ich prędkość poruszania się po korytarzu. I tutaj kończą się, jakby to powiedzieć, względnie neutralne dla zdrowia i życia zachowania. 

Temperatura wzrasta, gdy dziecięca wyobraźnia poszła o krok za daleko. "Kto komu przyfasolił pierwszy, Maciek Danielowi, czy odwrotnie?'' - zadajesz pytanie niczym prokurator. ''Dlaczego to zrobiłeś?'' - zapyta twój wewnętrzy psycholog. Ewentualne uwagi lub nagany wypisujesz, jak przystało na Sąd Najwyższy.

Czym z kolei zajmujesz się jako biedny superbohater? Biedny, bo bez peleryny. Ratowaniem istnień ludzkich, wiadomo. W swojej karierze uratowałaś ich już pewnie kilkaset. Udana przerwa, bez popchnięcia, kopnięcia, podstawienia nogi, wpadania na siebie, na ścianę, celowo, bezcelowo, nie istnieje. Ryzyko zakończenia swojego żywota przez kilkuletniego obywatela RP wzrasta, gdy akt popchnięcia dzieje się tuż nad schodami, lub gdy siła w nie włożona jest zbyt duża, w stosunku do masy ciała. Uderzanie swojego ciała o ścianę również może prowadzić do Boga Ojca, chociażby wtedy, gdy w buzi znajduje się lizak, a prędkość nieletniego sięga 50km/h. Celowe upadanie na ziemię, czołganie po niej (pomagając przy okazji paniom sprzątającym), rzucanie w siebie przedmiotami będącymi zabawkami, jedzeniem, przyborami szkolnymi i innymi niezidentyfikowanymi bibelotami, wymaga z kolei refleksu Bonda. Apelujesz zatem, aby Ministerstwo wyposażyło cię we wszystkie niezbędne gadżety agenta 007.

I w końcu, na pozornie zwyczajnym korytarzu szkolnym, nie brak sytuacji czysto detektywistycznych. Przykładowo, kilka dni temu wchodząc po dzwonku do sali, ustalasz szybko, że brak dwójki twoich podopiecznych. Radości z faktu, że w sali znajduje się nie jeden, a dwóch belfrów, nie ma końca. Dzięki temu, możesz niezwłocznie udać się na poszukiwania zaginionej pary. Instynkt detektywa niemal od razu podpowiada ci, aby skierować kroki w stronę gabinetu higienistki. Od progu zauważasz brakujące ogniwa pierwszej klasy. Obydwaj z lodem uśmierzającym ból. Pierwszy - przy głowie. Drugi - przy narządach rodnych. To pierwsza zagadka, która pozostaje nierozwiązana do dziś...





4 komentarze:

AntoniGrycuk pisze...

Tak, poniekąd to znam. Moja pierwsza praca to instruktor ko w osiedlowym klubie. Głównie zajmowałem się dzieciakami, trochę próbowałem cos robić muzycznie. I w wakacje, gdy zabraliśmy narybek do warszawskiego Zoo, jeden chłopaczek znikł. Co to była za afera! Przecież byliśmy odpowiedzialni za nich... Całe szczęście znalazł się późnym popołudniem. Tyle że... niezbyt trzeźwy... A miał z 12 lat. Całe szczęście konsekwencji nie było.
Co do technicznych rzeczy u Ciebie:
Celowe upadanie się na ziemię, czołganie po niej
upadanie się ???

Ale podobało się, jednak mniej niż poprzednie.

Pozdrawiam.

(NIE)ZŁY BELFER pisze...

Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie po sobie śladu. ''się'' - usunięte, więc powinno być już OK. Twoja historia z nieletnimi też fajna. Dobrze, że uniknąłeś kryminału ;) Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Jak zawsze bardzo ciekawie opisane i z przyjemnoscia sie czytalo :) mam mala nadzieje,ze jednak jest w szkole,w pracy nauczyciela,wiecej milych chwil niz tych przykrych :)

(NIE)ZŁY BELFER pisze...

Bardzo dziękuję za odwiedziny i ciepły komentarz :) Oczywiście, że przyjemnych sytuacji jest cały ogrom, jednak dużo bardziej wolę opisywać te zabawne, przerażające lub dające do myślenia. A nawet jeśli, coś na pierwszy rzut oka może i śmieszne nie jest,to tak staram się to właśnie widzieć. Dzięki temu nadal jestem tam gdzie jestem :D Pozdrawiam serdecznie