Jak zacząć nowy sezon bloga to tylko od historii z cyklu ''Trudne
sprawy'' lub ''Dlaczego ja?''. Ale chwileczkę…po dłuższym namyśle, zdarzenie to należy zakwalifikować jednak do serii ''Z archiwum X''.
Jest piękne grudniowe popołudnie. Zmierzasz do lokalnego, błędnie traktowanego przez większość rodaków jako ''polskiego'' sklepu – Biedronki,
Biedry, Biedy etc. Udajesz się tam z bardzo konkretną misją, a mianowicie celem
zakupienia zmarnowanego soku malinowego, a przez to i odkupienia swoich win.
Upadł. Stłukł się. Tak się zdarza. Tak uważasz - Ty. Twoja rodzicielka jest
jednak zupełnie innego zdania. Dlatego też ranga tej misji znacząco rośnie. Gdybyś miała więcej czasu z pewnością zadzwoniłabyś po poradę do Bonda.
Czas jednak nagli. Wyruszasz więc sama, na dodatek bez jakiegokolwiek przygotowania czy chociażby konkretnego planu działania.
Buszując po ladach sklepowych, poza dorwaniem poszukiwanego
eliksiru, którego moc sprawi, że w domu zapanuje spokój, postanawiasz zakupić
jeszcze kilka innych niezbędnych do przeżycia produktów żywnościowych. Kierujesz
się w tym celu na dział mięsny. W czasie przekopywania góry mięsiwa, Twym oczom
ukazuje się on. Piękny, błyszczący, w rozmiarze 13. Dobrze, że nie masz
tendencji do omdleń. Zszokowana tym zjawiskiem, boisz się jednak tego co zaraz się
może wydarzyć. Zastanawiasz się skąd wyjedzie ukryta kamera lub wyskoczy pół oddziału ABW.
Pierścionek prawie z brylantem, bo o nim mowa leżakuje sobie w lodówce pełnej mięcha, na dodatek…mielonego!
Kiedy dochodzisz do siebie, trzeźwiej patrząc na całą
sprawę, zastanawiasz się co za idiota postanowił oświadczyć się komuś w tak
okrutny sposób. Czemu w okrutny? A jak inaczej nazwać umieszczenie
najważniejszego dla kobiety symbolu miłości mężczyzny wśród zabitych zwierząt? Tak
czy inaczej postanawiasz, że konieczne jest szybkie odszukanie świeżo
upieczonej właścicielki lub właśnie darczyńcy owej zguby. W pocie czoła zamieszczasz
post na portalu, gdzie tego typu sprawy są na porządku dziennym: ''Po wczorajszej libacji alkoholowej zgubiłem kartę śkup. Pomocy'', ''Poszukiwany dobry psycholog dla psa'', czy też ''Piękna blondynko, która tak finezyjnie stałaś na przegubie autobusu linii 123 odezwij się''. Tylko czekać
aż sprawą zainteresuje się lokalna TV lub nawet media głównego nurtu. Bądź co bądź, ale powinny! Ten przypadek na łeb i szyję bije przecież znalezienie na dziale ''owoce'' tarantuli wylegującej się wśród bananów.
Twój niecodzienny obywatelski obowiązek - spełniony. Lada dzień odnaleziony zostanie amator tego cacka. Podziękowania,
uściski, wywiady. Właściciel dozgonnie wdzięczny. Ty szczęśliwa. Wszyscy zadowoleni.
Tylko Mama coś się dąsa. Soku malinowego jak nie było, tak nie ma.
* Nie mogę pochwalić się niestety, abym to ja była główną
bohaterką tej niesamowitej historii. Jednakże z racji tego, iż ostatnimi czasy
ze względu na przymusowy areszt domowy (o czym z pewnością na blogu opowiem) - inspiruję się wszelkimi relacjami z zewnątrz. Dziękuję G.D. za umożliwienie mi jej opowiedzenia. Mam nadzieję, że ciut ironicznie udało mi się choć trochę opisać kulisy tej sprawy. Tak czy inaczej, świetnie się przy tym bawiłam! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz