Podobno dorosłość zaczyna się, gdy ''Dzień świra'' przestaje śmieszyć, a zaczyna smucić. Tak też było i w twoim przypadku. Do dzisiaj...
Rzeczywiście oglądając niedawno po raz enty Kondrata w roli pechowego belfra, pełnego natręctw stwierdziłaś: ''żal mi chłopa''. Wszystkie wcześniejsze ultra-dziwne zachowania i absurdalne historie bawiące do łez, jakoś przestały cię śmieszyć. Zupełnie.
Nie sądziłaś jednak, że sinusoida odbioru tego typu kreacji może znów zmienić swój kierunek. Mało tego, w najśmielszych nawet snach, nie wyobrażałeś sobie, że pewnego dnia zasłużysz na rolę główną! Ale do rzeczy.
Po powrocie z pracy w szkolnictwie, które pełne jest wyzwań, głównie natury psychicznej, logistycznej, technicznej, detektywistycznej, jak również tych z zakresu sądownictwa, postawiasz dać ponieść się wreszcie prozie dnia codziennego. Przy tym wszystkim, zapragnęło ci się natychmiastowe uporządkowanie swego życia. Padło na ugotowanie kaszy na dzień kolejny, tak by obiad po powrocie z pracy czekał na ciebie, a nie odwrotnie. Gotowa kasza jako remedium na wszystko.
Nastawiasz gaz, czekasz na bąbelki, i gdy tylko te się pojawiają wrzucasz kaszę i opuszczasz pomieszczenie kuchenne. Aby maksymalnie wykorzystać tzw. czas wolny nastawiasz jedno pranie. Drugie składasz, kolejne odnosisz we właściwe miejsca. Po kilku dłuższych chwilach do twych nozdrzy dociera dziwnie znajomy zapach. Mądrzejsza o pewne doświadczenia, nie wąchasz już siebie sprawdzając, czy to przypadkiem nie twój zapach po wizycie w osiedlowym solarium. Tym razem od razu dajesz nura na dół. Cel - kuchnia. Twoje obawy potwierdziły się. Kolejny garnek uświetni niebawem lokalne wysypisko śmieci. Nie byłoby w tym nic strasznego, ani niesamowitego gdyby nie fakt, że szafka z tego typu sprzętem zaczyna świecić w twoim domu pustkami.
Postanawiasz nie załamywać się. Kolejny raz jakoś to sobie tłumaczysz. A to zodiakalnym roztargnieniem, a to natłokiem sprzecznych zadań w pracy, a to faktem, że był stary, więc może to i lepiej. Teraz zaczynasz jednak podejrzewać nawet, jakby to powiedział Boguś Linda ''bo to zły garnek był''. Z natury uparta, powtarzasz procedurę z naczyniem numer dwa. Nastawiasz gaz, czekasz na bąbelki, i gdy tylko te się pojawiają wrzucasz kaszę i opuszczasz pomieszczenie kuchenne. W tej samej chwili od serdecznej koleżanki otrzymujesz nie lada wyzwanie - test osobowości. Mimo, że już kiedyś go rozwiązywałaś, nie możesz przecież przejść obojętnie. Poza tym to sprawa życia i śmierci. Po kilku dłuższych chwilach do twych nozdrzy dociera dziwnie znajomy zapach. Mądrzejsza o pewne doświadczenia (…) od razu dajesz nura na dół. Cel - kuchnia. Twoje obawy potwierdziły się. Kolejny garnek uświetni niebawem lokalne wysypisko śmieci...
I tutaj następuje moment, w którym "Dzień Świra" znów zaczyna cię bawić do łez. Do tego stopnia, że wykorzystujesz wszystkie dostępne w domu chusteczki, a brzuch pobolewa nawet po kilku godzinach.
2:0 dla garów. Postanawiasz nie załamywać się. Kolejny raz jakoś to sobie tłumaczysz (…) Żart! Podejmując wyzwanie, mogłabyś być pewna telefonu Koterskiego z propozycją zagrania głównej roli pechowego belfra, pełnego natręctw, w drugiej części klasyku.
P.S. A skoro wszechświat tak upiera się, żebyś nie jadła tej obrzydliwie zdrowej kaszy, wyskoczysz na kebab!