sobota, 1 lutego 2020

Nie zadzieraj z fryzjerem



Powspominajmy trochę...

W tym roku postanowiły wpaść z wizytą wyjątkowo szybko. Ale żeby nie było, wcześniej zapowiedziały się, owszem. Cieszyłaś się na spotkanie z nimi. Bardzo. Bardziej. Najbardziej na świecie. Ferie. Jakiż to piękny zlepek pięciu głosek. I jak on brzmi?! Istna muzyka.

Skoro wolne, to logicznym jest, że również ty w tym czasie powinnaś być wolną istotą. Mieć wolne ruchy, wolno myśleć. Wypadałoby, aby kartki w twoim kalendarzu też pozostały wolne. Przynajmniej niektóre. Niestety twoja nadpobudliwość, dzisiaj zdiagnozowana zapewne jako ADHD, zupełnie ci to uniemożliwiła. Znów. Kalendarz pęka w szwach. Twoja głowa od natłoku bodźców również. Nie zdawałaś sobie przy tym sprawy z faktu posiadania tylu znajomych chcących wypić z tobą kawę. Chociaż limity kofeiny przekroczone zostały o 500 procent, na długie, długie tygodnie, to była to jednak super sprawa (cieszę się, że jesteście).



Idąc dalej... skoro wolne, to wypadałoby popracować też nieco nad swoim image. Postanawiasz zatem, że to najlepszy czas, by odwiedzić rzemieślnika od włosów. Problem w tym, że w mieścinie którą zamieszkujesz, żaden z nich nie potrafi jakimś trafem obciąć ich równo. Stąd pomysł, aby tym razem przechytrzyć system i zrobić uprzednio rozpoznanie terenu. Przez kilka kolejnych dni obdzwaniasz swoje znajome chcąc poznać opinie o lokalnych fryzjerach. Do sprawy podchodzisz niezwykle profesjonalnie - kartka z wykonaną starannie tabelką i długopis. Kolumna na plusy, kolejna z minusami. Tym sposobem udaje ci się wyłonić faworyta konkursu. Nie marnując czasu, od razu dzwonisz celem umówienia się na wizytę. Pani, z którą rozmawiasz informuje cię, że masz niezwykle szczęście, bo akurat za kilka dni zwolniło się jedno miejsce. Koleżanki faktyczne przestrzegały cię, że salon ten mimo wysokich cen, jest bardzo mocno oblegany. Rozanielona, zapisujesz termin w kalendarzu.

Czwartek 19:00. To dzisiaj masz stać się najlepszą wersją siebie, mając na głowie włosy idealnie równej długości. Ubierasz najlepsze ciuchy, podkreślasz oko i ruszasz na podbój świata. Dojeżdżasz na miejsce, na kilka minut przed czasem - to do ciebie niepodobne. Tym bardziej duma rozpiera cię z faktu, że tak świetnie to wszystko zaplanowałaś. Czym prędzej wchodzisz energicznie do salonu informując, że byłaś umówiona. Pani zajmująca się właśnie naklejaniem sztucznych paznokci, informuje cię, że jej koleżanka zaraz się tobą zajmie. Szczęśliwa, i co ważniejsze bardzo spokojna siadasz na wypasionej kanapie. Czekając na panią-koleżankę, dowiadujesz się, że Rozenek jest w ciąży oraz, że Radek jest z tego powodu bardzo szczęśliwy.

Po kilku minutach zostajesz poproszona na fotel. Pani-koleżanka zadaje ci tylko, wydawać by się mogło, nic nie znaczące pytanie ''kiedy pani dzwoniła?'' przystępując tym samym do działania. Pierwsze centymetry twojego upierzenia lądują na ziemi, co niezmiernie cię cieszy. Wiesz przecież, że za kilkadziesiąt minut zobaczysz w lustrze nową siebie. Niestety, w tej samej też chwili, w tym samym lustrze dostrzegasz napis z witryny. Jest to szyld salonu, z odwróconymi rzecz jasna literami. W żadnym jednak wypadku nie tworzą one nazwy salonu, który przewidziany był w twoim zaawansowanym projekcie ''Misja fryzjer''. W tym też momencie przychodzi ci do głowy pewna niecenzuralna panika. W myślach krzyczysz do siebie ''Gdzie ja ku*** jestem?!'' Przypominasz sobie jednak o pogróżkach ''nie zadzieraj z fryzjerem''. Postanawiasz więc, że nie pozwolisz swojej panice ujrzeć światła dziennego, a raczej wieczornego. W końcu już wpół do ósmej.

Dziękujesz. Płacisz. Uśmiechasz się. Wychodzisz. Ale jeszcze tu wrócisz. Pani-koleżanka okazała się świetnym rzemieślnikiem, a jeszcze świetniejszym człowiekiem. Bratnia dusza z nożyczkami. Boże, wszechświecie, losie, dziękuję!

P.S. Najlepszy salon w mieście znajduje się 100 metrów dalej...

4 komentarze:

AntoniGrycuk pisze...

Tak... Ja, z tego, co pamiętam, miałem tylko jedna analogiczną sytuację, gdy kupowałem buty w outlecie. Koleżanka polecała jedno miejsce, a ja trafiłem do drugiego. Tyle że u mnie buty rozpadły się (dosłownie) po kilku latach nieużywania - były tylko do garnituru.
Natomiast często mam sen, w którym trafiam nie tam, gdzie bym chciał. To niezwykle męczący sen. Budzę się i czuję ten ciężar.
Jak zwykle u Ciebie tekst dobrze napisany, poza tym z humorem i odrobiną niepewności.

Pozdrawiam

(NIE)ZŁY BELFER pisze...

Antoni, bardzo dziękuję za odwiedziny i komentarz - niebanalny :) Gdyby tak zastanowić się głębiej, to niesamowite jest to, że to los często za nas działa. Za nas myśli. Weryfikuje nasze zamiary...
Pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

Bardzo przyjemnie sie czyta twoje teksty.Dobrze i ciekawie napisane.A final w ktorym okazalo sie ze pomylilas salony rozbawil mnie naprawde.Niezla z ciebie gapa :) najwazniejsze,ze dobrze cie obciely.

(NIE)ZŁY BELFER pisze...

Drogi (nie)znajomy? bardzo dziękuję za wizytę i komentarz :) Cieszę się, że zagościł u Ciebie uśmiech po czytaniu o mojej nieco roztargnionej osobie ;) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie. Co do samego finału, niewątpliwe szczęście miała również sama fryzjerka. Ze mną również lepiej nie zadzierać...