poniedziałek, 7 listopada 2022

Wstać, sąd idzie...czyli mordercza twarz dyplomowania

 

Dwa lata. Dwa niby długie lata, a jakby dwa mrugnięcia okiem. Tak czy inaczej w czasie gdy nie pisałeś, Sylwester zdążył dwa razy obchodzić swoje imieniny, poszukiwany był też dwukrotny morderca Marzanny, ponoć utopił dziewczynę, psychol. Z kolei polskojęzyczny rząd miał w tym czasie ponad sześćset (sześćset sześćdziesiąt sześć, coś około) szans na codzienne okradanie i mamienie twoich rodaków. Ale do brzegu...



To jak daleką odbyłeś podróż od ostatniego zapisku, to wprost kosmos, czymkolwiek on jest. W pierwszej kolejności postanawiasz podzielić się jednak czymś bardziej namacalnym, bo znajdującym się w świecie fizycznym, a dokładniej na półce w segregatorze pod wzniosłym tytułem "praca", a idąc dalej w las -  dyplom o wanie, bardziej znanym jako dyplomowanie. Wszystkim, którzy o nim śnią, marzą, tęsknią do niego, jedyne co chciałbyś powiedzieć: "nie idźcie tą drogą".

Za dziecka horror kojarzył ci się z Chucky, później z jazdą autobusem w godzinach szczytu, czy w końcu uświadomieniem sobie, że nawet Biedronka nie jest polskim sklepem. Jego twarz jak widać wciąż się zmieniała. Po tym wydarzeniu, horror ponownie zmienił swoje oblicze, i póki co nic go nie przebiło.

Po skonstruowaniu tabeli (Chucky to przy niej troskliwy miś) stanowiącej zwieńczenie kilku lat twojego istnienia, a która to napawała cię dumą co najmniej tak wielką, jakbyś odkrył nowy pierwiastek, a co za tym idzie mógłbyś umówić się na wspólne oblewanie tegoż sukcesu z Marysią z domu Skłodowską - myślisz że najgorsze już za tobą. Jesteś w błędzie, tak wielkim jak szwindel z respiratorami.

Wakacje. Normalni ludzie (pracujący poza oświatą) wyjeżdżają, spotykają, cieszą się życiem. Cechuje ich opalenizna, uśmiech na twarzy, butelka w dłoni. Wszystko na właściwym miejscu we właściwym czasie. Ty zaś czekasz na telegram. W dobie wszechobecnych sieci komórkowych, Internetu, Ty czekasz na list. List przyniesiony przez pana listonosza. List z datą wyroku. Data wyznaczona zostaje na połowę wakacji. Znajdujesz się więc w dolinie pomiędzy pośladkami.

Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, że twój niemal dwumiesięczny urlop skróci się do raptem kilku dni, postanawiasz rozpocząć przygotowanie jak na rasowego adwokata przystało, mowy końcowej, mimo iż zapewniają, że ma to być tylko rozmowa. Roz-mo-wa. Skąd zatem te tłumy na grupach typu "dyplomowanie i ja", "moje marzenie-dyplomowanie", "nauczyciel dyplomowany w 125 krokach", "bez dyplomowania jesteś nikim" itp? I tym sposobem, również ty wpadłeś jak węgierka w kompot przepisów.

Po tygodniu siedzeniu w przepisach, sam zaczynasz wyglądać jak chodzący paragraf, blady, sztywny, bez życia. Dzięki rozlicznym modlitwom, sądny dzień nadchodzi. W chwili podjęcia próby wyczołgania się z domu (nie, to nie przenośnia), otrzymujesz telefon. Numer z jaskini zła, jakby inaczej. I tak planowałeś popełnić seppuku, wszystko ci więc jedno, odbierasz. Dostojny głos pyta, czy aby wiesz, że masz dzisiaj postępowanie? Prokuratura, to oni. Uświadamiasz sobie, że te drobne przewłaszczenie dwóch krówek w drugiej klasie jednak się nie przedawniło. Będąc prawdomównym obywatelem, przyznajesz się do stawianych zarzutów. Zostajesz oznajmiony, że jeśli nie zjawisz się ze swoim przełożonym, egzamin nie odbędzie się ze względów formalnych. Brak obrońcy z urzędy, status quo i te sprawy. I tak twoje serce zaczyna bić nieprzerwanie 120 razy na minutę. Na szczęście każdy może stać się bohaterem, nawet twój szef. Możesz zatem radośnie udać się na toczące się w twojej sprawie postępowanie. Konfetti w ruch, radość sięga zenitu.

Po dotarciu na miejsce przesłuchań, zostajesz poproszony na salę szybciej niż do mózgu zdążyła dotrzeć informacja o tym, gdzie tak naprawdę jesteś. Wchodzisz. Każą ci usiąść, potem wstać, sąd idzie. I znów usiąść. Masz nadzieję, że to nie przygotowywanie cię do tego, że wkrótce posiedzisz nieco dłużej? Z sali pada pytanie, odnośnie twojego paragrafu? Dawno nic cię tak nie rozbawiło. Śmiejesz się więc na głos. Radośnie, szczerze. Po zorientowaniu, że jednak nikt z publiczności nie bawi się równie dobrze jak ty, postanawiasz dla równowagi zasmucić się nieco. I tak oto przedstawiasz przygotowaną przez siebie linię obrony.  Jesteś tak przekonujący, że jeśli byłbyś sprzedawcą truskawek, kupiłbyś od siebie zapas na roczny koktajl. Decyzją sądu, po kilku latach tymczasowego aresztu domowego, zostajesz oczyszczony z zarzutów!

I tak niebo stało się bardziej niebieskie...


Brak komentarzy: