Jakim prawem w tym roku, dzień w
którym legalnie można robić sobie jaja wypadł w sobotę? No ja
się pytam jakim prawem?! Pech jakich mało. A mogło być tak
pięknie... jak rok temu chociażby, kiedy udało mi się wkręcić pięć
klas po kolei. Mając tylko jeden niewinny żart w rękawie.
Jak Boga kocham, nie planowałam tego. Szczerze mówiąc nawet zapomniałam
o tym całym Prima Aprilis. Przypomniało mi się. No może
nie samo, a z dwudziestką nieletnich, którzy właśnie wkroczyli do
sali. Instynkt podpowiedział mi wtedy, że muszę być w tej kwestii
po prostu wiarygodna i szybsza od nich.
Przemówiłam zatem ludzkim głosem, który
specjalnie przybrał ton poważniejszy niż zwykle, z lekką nutą
smutku. Audytorium poinformowane zostało o fakcie, iż Pani Dyrektor wysyła mnie niestety w
delegację.
- ''Zapowiada się na to, że wyjazd będzie dosyć
długi. Jadę na drugi koniec Polski. Tym samym nie wchodzi w grę sytuacja, iż przez ten czas nie będziecie mieli lekcji'' – powiedziałam.
Kolejne
informacje jakie otrzymali, to już tylko ciąg dalszy
małego kłamstewka z tablicą w tle.
- ''Z uwagi na fakt, iż nie
będzie miał mnie kto zastąpić – będziecie zmuszeni na te raptem kilka
godzin w tygodniu uczęszczać do innej szkoły.''
Reakcje
były najdziwniejsze. Od niedowierzania, przez złość po dodatkowe pytania
''dlaczego?'' , ''ale jak to?'', ''kiedy Pani wraca?'' Klasa dowiedziała się, że chodzi o
tę szkołę przy dużym skrzyżowaniu, oddaloną o bagatela pięć
kilometrów. Większość nie mówiła nic, tylko oczy jakby miała
większe, coś a'la wilk z Kapturka. Ci mocno stąpający po ziemi,
ale chyba nie dość mocno, skoro dali się nabić w butelkę –
dopytywali o szczegóły: kiedy i jak będą tam przechodzić, co z plecakami i ocenami.
Musiałam brnąć dalej. Nie pozostawili mi wyjścia.
- ''Mój wyjazd
nie może dezorganizować pracy całej szkoły, a co za tym idzie
również i Waszego planu. Będziecie musieli więc biec ile sił w
nogach, by w czasie przerwy dotrzeć tam przed dzwonkiem.''
Tego
jak zauważyłam, było już dla nich chyba za wiele. Niektórym dziwnie zaszkliły się
oczy. Podejrzewałam, że musi chodzić o to, iż nie są chyba
najlepsi w biegach. Martwią się po prostu tym, jak podołają nowemu
sportowemu wyzwaniu. Nie miałam serca, ale musiałam wspomnieć
również o fakcie, że po zajęciach muszą równie szybko wracać do naszej
szkoły. Mają później przecież jeszcze inne lekcje.
Nie mam bladego pojęcia jak
to możliwe, ale nikt w tej klasie, ani w kolejnych czterech, nie
wykrył w tym żadnego podstępu. Nawet okruszka? Skoro detektywi tego kalibru są przyszłością narodu - nasze dni są policzone.
Myślałam, że
pęknę wcześniej, ale prawdę ujawniłam dopiero przed dzwonkiem. Byłam z siebie dumna niczym indyk, który przeżył święto dziękczynienia.
Dobrze, że morderstwo belfra jest karalne.
Jutro trzeci kwietnia, ale dlaczego nie miałby być jak pierwszy? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz