niedziela, 2 kwietnia 2017

Prima Aprilis z tablicą w tle

Jakim prawem w tym roku, dzień w którym legalnie można robić sobie jaja wypadł w sobotę? No ja się pytam jakim prawem?! Pech jakich mało. A mogło być tak pięknie... jak rok temu chociażby, kiedy udało mi się wkręcić pięć klas po kolei. Mając tylko jeden niewinny żart w rękawie.

 
Jak Boga kocham, nie planowałam tego. Szczerze mówiąc nawet zapomniałam o tym całym Prima Aprilis. Przypomniało mi się. No może nie samo, a z dwudziestką nieletnich, którzy właśnie wkroczyli do sali. Instynkt podpowiedział mi wtedy, że muszę być w tej kwestii po prostu wiarygodna i szybsza od nich.
 
Przemówiłam zatem ludzkim głosem, który specjalnie przybrał ton poważniejszy niż zwykle, z lekką nutą smutku. Audytorium poinformowane zostało o fakcie, iż Pani Dyrektor wysyła mnie niestety w delegację.
 
- ''Zapowiada się na to, że wyjazd będzie dosyć długi. Jadę na drugi koniec Polski. Tym samym nie wchodzi w grę sytuacja, iż  przez ten czas nie będziecie mieli lekcji'' – powiedziałam.
 
Kolejne informacje jakie otrzymali, to już tylko ciąg dalszy małego kłamstewka z tablicą w tle.
 
- ''Z uwagi na fakt, iż nie będzie miał mnie kto zastąpić – będziecie zmuszeni na te raptem kilka godzin w tygodniu uczęszczać do innej szkoły.'' 
 
Reakcje były najdziwniejsze. Od niedowierzania, przez złość po dodatkowe pytania ''dlaczego?'' , ''ale jak to?'', ''kiedy Pani wraca?''  Klasa dowiedziała się, że chodzi o tę szkołę przy dużym skrzyżowaniu, oddaloną o bagatela pięć kilometrów. Większość nie mówiła nic, tylko oczy jakby miała większe, coś a'la wilk z Kapturka. Ci mocno stąpający po ziemi, ale chyba nie dość mocno, skoro dali się nabić w butelkę – dopytywali o szczegóły: kiedy i jak będą tam przechodzić, co z plecakami i ocenami. Musiałam brnąć dalej. Nie pozostawili mi wyjścia.
 
- ''Mój wyjazd nie może dezorganizować pracy całej szkoły, a co za tym idzie również i Waszego planu. Będziecie musieli więc biec ile sił w nogach, by w czasie przerwy dotrzeć tam przed dzwonkiem.''
 
Tego jak zauważyłam, było już  dla nich chyba za wiele. Niektórym dziwnie zaszkliły się oczy. Podejrzewałam, że musi chodzić o to, iż nie są chyba najlepsi w biegach. Martwią się po prostu tym, jak podołają nowemu sportowemu wyzwaniu. Nie miałam serca, ale musiałam wspomnieć również o fakcie, że po zajęciach muszą równie szybko wracać do naszej szkoły. Mają później przecież jeszcze inne lekcje.
 
Nie mam bladego pojęcia jak to możliwe, ale nikt w tej klasie, ani w kolejnych czterech, nie wykrył w tym żadnego podstępu. Nawet okruszka? Skoro detektywi tego kalibru są przyszłością narodu - nasze dni są policzone.
 
 
Myślałam, że pęknę wcześniej, ale prawdę ujawniłam dopiero przed dzwonkiem. Byłam z siebie dumna niczym indyk, który przeżył święto dziękczynienia. Dobrze, że morderstwo belfra jest karalne.

Jutro trzeci kwietnia, ale dlaczego nie miałby być jak pierwszy? :)

Brak komentarzy: