niedziela, 20 stycznia 2019

Cyrk na kółkach, czyli belfer u lekarza


Historia lubi się powtarzać. Kiedyś ''piątek, piąteczek, piątunio''. Dzisiaj po raz kolejny - piątaczysko. Szerzej o ewolucji tego dnia tygodnia już pisałaś, nie ma sensu się zatem powtarzać. Przejdźmy od razu do samej sytuacji, całkiem świeżej, choć ciężkostrawnej.

Myślałaś, że nic już nie jest w stanie cię zdziwić, jeśli chodzi o walkę pacjenta z lekarzem. A jednak. Mądrze prawi ten, kto twierdzi, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Otóż ogłaszasz wszem i wobec: tak, zawsze może być gorzej! Nie twierdzisz, że nauczyciele są całkiem zdrową grupą zawodową. Ale statystyczny belfer, przy statystycznym białym kitlu, to ''mały Kazio''. Słowo harcerza.

Piątek wieczór, a ty znów przygotowujesz swoje bliźniaczki na wielkie wyjście. Dzisiaj czeka was bowiem sesja fotograficzna, i to nie byle jaka. Zdjęcia wykonywać ma jakiś medyczny James Bond, używając w tym celu specjalistycznego mikroskopu. Wahasz się, czy twoja żaróweczka jest godna, na spotkanie twarzą w palec, z tak znakomitą personą.

Badanie kapilaroskopii, bo o nim mowa, to w świecie medycznym tak rzadka kwestia, że wykonują ją tylko prawdziwi fachowcy. Jedynym miejscem, gdzie udało ci się umówić, był gabinet oddalony od twojego miejsca zamieszkania o jakieś 40 km, co w dwie strony daje już 80 km. Żałujesz, że nie szukałaś w przychodniach krakowskich, może nawet warszawskich. 200 kilosów w tę czy w tę, nie zrobiłoby już różnicy. Wizyta na dwudziestą. Szok w trampkach, ale udało ci się ubłagać powieki aby nie opadały. Po bardzo długim i wymagającym z punktu widzenia oświaty tygodniu, siła grawitacji działała na nie jakby mocniej. Podobnie z ukochanym, z którym kilka lat zderzyłaś się, dziwnym trafem - przed ołtarzem. I jego bowiem ubłagałaś, aby po czternastu godzinach pracy, dostarczył cię w umówione telefonicznie miejsce.

Gdy na zewnątrz ''ciemno, zimno, wilki jakieś'', jesteście już w bolidzie. Mkniecie przez trzy miasta i pięć wsi. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że w bliskiej odległości od gabinetu, nie ma ani jednego wolnego miejsca. Postanawiacie pokręcić się jeszcze po okolicy. Fakt występowania wyłącznie ulic jednokierunkowych zmusza was do pokonania kolejnych 10 km, po samym już osiedlu. Po ponownym dojechaniu do obszaru X, waszym oczom ukazuje się luka parkingowa. Radości nie ma końca! Wychodzicie i ile sił w waszych trzech zdrowych nogach, zasuwacie do poradni.

Po opuszczeniu gabinetu przez innego pacjenta, masz możliwość przyjrzeć się swojemu wybawcy, a dokładniej mizernemu doktorzynie, który z niego wypełzł. Na pierwszy rzut oka, bałabyś się powierzyć mu swoją fryzurę, a co dopiero... Myślisz jednak, ''nie oceniaj kitla po kitlu, daj mu szansę, kobieto!''. Nieco zrezygnowała, po usłyszeniu swojego imienia (bo jak wiadomo RODO strzeże twego tajnego nazwiska) postanawiasz jednak spróbować. Wchodzisz w to.

Dobry kwadrans opowiadasz, co cię sprowadza. Co ci się stało, jak i kiedy do tego doszło. Przedstawiasz również zgromadzoną na ten temat makulaturę. Kiedy do absolwenta studiów medycznych, dociera że konieczne będzie wykonanie kapilaroskopii (na którą od samego początku byłaś zapisana) zaczyna gorączkowo szukać sprzętu, który ją umożliwi. Kręci się wokół własnej osi, poci, wyciera czoło, i znów te obroty. Początkowo myślisz, że to żart, chce cię pewnie odstresować przed samym badaniem. Kiedy po dwudziestu minutach prosi o pomoc niewiastę z rejestracji, orientujesz się, że ma to tyle wspólnego z żartem, co stuprocentowy sok za dwa złote z owocami.



Tak szybkiej diagnozy się nie spodziewałaś.  Brzmiała ona - ''kapilaroskop znikł, przepadł.'' Gdyby nie twoje silne postanowienie noworocznie, zakazujące ci denerwować się ludźmi z pustą przestrzenią na mózg, gabinet w którym właśnie przebywasz, mógłby ulec lekkiemu przemeblowaniu. Dbając o swe zdrowie, a w zasadzie jego resztki, postanawiasz  pospiesznie opuścić ten cyrk, którego sam Monty Python, by się nie powstydził. Do doktorka na odchodne rzucasz tylko, że chyba sobie robi jaja, po tym jak jego zaawansowana tupetoza zaoferowała ci na dokładkę, by zaczekać jeszcze ''pół godzinki'', a sprzęt na pewno się znajdzie. Uwierzyłaś w to. Zupełnie jak w emeryturę z ZUS. 

Brak komentarzy: