niedziela, 19 marca 2017

Niezły Belfer - dobry policjant i zły glina


Dobrze by było, gdyby każdy belfer cierpiał na rozdwojenie lub nawet roztrojenie jaźni. Dlaczego? Już mówię. W edukacji wszyscy czegoś od Ciebie wymagają. To zrozumiałe. Zatrudniasz się, zarabiasz mówiąc młodzieżowym językiem ''gruby'' hajs, więc wywiązuj się ze swoich obowiązków. Proste jak budowa tabliczki czekolady. Jednak pożądane przez polską oświatę cechy, często zupełnie się wykluczają. Masz być miły, uprzejmy i sympatyczny, a za chwilę gdy sytuacja tego wymaga budzący respekt i nadzwyczaj rygorystyczny. Warto, byś miał poczucie humoru, żartuj zawsze kiedy to możliwe - to bardzo zbliża. W chwilach wolnych ubieraj mundur, podejście policyjne również bowiem mile widziane. Bądź dla dzieciaków przyjacielem, ale takim ze specjalnej limitowanej edycji – wyciągającym konsekwencje zawsze i wszędzie. Musisz być opanowany, przy czym pedagogika mówi jasno – stawiaj na wiarygodność. To wszystko zaprzecza sobie niemal tak samo, jakby mieć dysortografię, a przy okazji dyktanda otrzymywać zawsze oceny celujące.

Nie zahaczam tu w ogóle o cały szereg innych kompetencji typu informatyczne, artystyczne, menadżerskie, dziennikarskie, logistyczne, prywatny samochód, biuro domowe, komputer, drukarkę, komórkę z darmowymi minutami, 48h dobę, mąż do pomocy. Bez tego współczesnym belfrem po prostu być nie możesz. Czasy kiedy w edukacji chodziło o nauczanie - przeminęły z wiatrem. Pisząc to uświadomiłam sobie właśnie, dlaczego oferty pracy dla tej profesji, jeśli w Internecie się już pojawią, okrojone są tylko do kwestii związanych z wykształceniem. Gdyby przecież napisali z grubej rury, jaki masz być - nie zgłosiłoby się nawet ćwierć kandydata.

I jak teraz poradzić sobie z koniecznością ukształtowania tej wielowymiarowej osobowości? Z jednej strony pragniesz przecież żeby Cię słuchali, bez gadania wykonywali Twoje polecenia. Z drugiej - marzysz o ich szacunku, by brali sobie do serca Twoje rady. Na koniec chciałbyś, by darzyli Cię czymś więcej niż obojętnością. Wykonanie tego zadania jest na prawdę trudne. Jak się za to zabrać?

Mnie z pomocą przyszedł właśnie Niezły Belfer. Postawa, która niejako próbuje łączyć te bieguny, wypośrodkować pewne zachowania. Będąc nim wyznaję zasadę jak Kuba belfrowi tak belfer Kubie. Dzieciaki, które na swoje nieszczęście miały okazję poznać mnie bliżej, dobrze ją znają. Szczególnie tyczy się to tych z nich, które swym zachowaniem mówiąc delikatnie nie dostosowują się do reguł panujących w szkole i ogólnie manifestują łamanie norm społecznych. Jeśli nieletni nie wykonuje Twoich poleceń, staje się wulgarny itp. - konieczna staje się  rozmowa w dwie pary oczu i postawienie sprawy jasno: ''Mogę być dla Ciebie dobrym przyjacielem, albo jeszcze lepszym wrogiem. Wybieraj.'' Wiadomo przecież, że żadnym wrogiem być nie chcesz – on nie musi jednak o tym wiedzieć:) Zadanie mu tego prostego pytania, staje się przy okazji umożliwieniem podjęcia decyzji. To bardzo ważne w wychowaniu. Pozwólmy dzieciom decydować, na tyle na ile to możliwe i racjonalne oczywiście. Nie mogą przecież wybrać opcji: zażywania/nie zażywania antybiotyku  przy zaatakowaniu gardła przez paciorkowce. Jednak możliwość wyboru charakteru relacji, może być bardzo kształtująca. Wszelkie konsekwencje własnych decyzji będą już tylko ich sukcesem, bądź porażką.

Jeśli nieletni reżyser zdecyduje, abyś odrywał rolę przyjaciela – przyjmij ją z radością. Przy podpisaniu umowy wymagaj jednak, by przeprosił za swe zachowanie i wykazał chęć poprawy. Zaproponuj, by przychodził do Ciebie zawsze kiedy potrzebuje. Jeśli wpadnie kiedyś na rewelacyjny pomysł, że ''chętnie spuści łomot'' Tymkowi z równoległej klasy – ma Cię o swoich planach poinformować! Po fakcie będzie już późno. A przyjaźń stanie się już tylko melodią przeszłości. Jeśli zaś ułamki są dla niego skaraniem boskim - zapewnij go, że Ty je uwielbiasz i chętnie go tą miłością zarazisz. Może wreszcie przyjść, tak po prostu. Posiedzieć, pogadać, pomilczeć.

Opcja druga, gorsza: uczeń olewa Twoją propozycję. Jeśli nie dokonał wyboru to i tak go dokonał. Od tej chwili chcąc nie chcąc - grasz złego glinę. Toalety podczas przerw sprawdzasz pięć razy częściej niż normalnie. Sięgasz tam, gdzie wzrok nie sięga. Pojawiasz się w miejscach, gdzie on akurat przystanął, by jak to określa ''porozmawiać z kolegą''. Dziwna ta konwersacja. Rozmówcę należy trzymać obiema rękami za bluzę, podnosząc ją lekko w górę, przyciągając do siebie. To nie koniec Twoich nowych obowiązków. Do pracy chodzisz w wygodniejszych niż zwykle butach. Twoja rola wymaga teraz bowiem niejednokrotnie zaprezentowania swojego sprintu. Kiedy wreszcie nieletni zapyta Cię ''Kiedy dasz mu spokój?''. Odpowiadasz z uśmiechem, kiedy tylko skończy Ci się angaż. Podajesz miejsce i czas swoich zajęć dodatkowych, na które ''może'' przyjść pogadać.

Są uczniowie, którym nie udało mi się pomóc. Starałam się jak diabli. Do końca się nie poddawałam. Obgryzione paznokcie, powyrywane włosy (swoje własne dla jasności). Wszystko na nic. Środowisko i dotychczasowe nawyki zwyciężyły. Bywa i tak. Często myślę jednak o tym w kategoriach porażki. Zatem czy moja praca nie ma sensu? Ma! Nigdy przecież nie wiem, komu pomagam i czy finał będzie szczęśliwy. Gdybym miała taki dar, prawdopodobnie byłabym realnym zagrożeniem dla Wróżbity Macieja, a nie zwykłym belfrem.

W mojej pamięci są również i twarze, które na początku pluły jadem. Kilka zdartych par butów wylądowało na śmietniku, aż udało się nam się znaleźć wspólny język. Okazało się, że gramy do tej samej bramki, tylko każdy z innej pozycji. Szczególnie jedna twarz wyryła się w moim sercu. Skazany na porażkę odniósł sukces. Więc i ja go odniosłam. O tym niesamowitym młodym człowieku chętnie tu jeszcze kiedyś nabazgram...

Brak komentarzy: