piątek, 17 marca 2017

Niezły Belfer a potrzeba dyscypliny

Dyscyplina w edukacji często jest kością niezgody. Wszystkim powinno jednak zależeć, by dzieci w ich rozwoju wspierać. Wspierać w rozumieniu dyscyplinować. Tak, by będąc dorosłymi ludźmi wiedziały co jest dobre, a co złe. By potrafiły odróżniać to co wypada, od tego co jest niegrzeczne, czy wreszcie które zachowania są przez społeczeństwo pożądane, a które są odbierane przez innych jako negatywne. Jakim więc cudem sprawy te mogą stanowić sytuacje sporne wśród osób szerzących kaganek oświaty?

Wypalenie może dopaść każdego. Lekarza, panią na poczcie, motorniczego, ekspedientkę. Dosłownie każdego. Przypadków takich nie brakuje i w oświacie. Okładające się na przerwie dzieci zaczynasz z czasem postrzegać jako ekscentrycznie bawiące, pyskujące jednostki to zaś tylko nieprzyjemne gwizdy w uszach. W porządku, niech będzie. Ale żeby od razu utrudniać życie tym, którzy nie mają jeszcze omamów wzrokowo – słuchowych. Pozwól im pracować. Reagowanie jest normalne. Reagowanie jest dobre. Reagowanie to nasza praca do cholery!

Zarobki z pewnością są niewspółmierne do wykonywanej pracy i jak to powiedział kiedyś mój Przyjaciel – wielkiej odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa. Póki jednak wykonuję ten zawód, póty mam zamiar widzieć i słyszeć wszystko to co powinnam. Nawet jeśli mam być postrzegana przez nieletnich jako szeryf, gestapo lub po prostu ta... upierdliwa. Boże, nie pozwól mi kiedyś ogłuchnąć i oślepnąć! Jeśli by miało się już tak stać, ześlij mi proszę inną, mniej wymagającą pracę. Tak bym mogła odejść.

Dlatego paranoją jest to, by nauczyciel pracował do prawie siedemdziesiątego roku egzystencji. Staruszkowie o balkonikach mają wychowywać nasze dzieci? Przecież różnice pokoleniowe między nimi, będą już tak wielkie jak między współczesnym człowiekiem, a dinozaurami. Nigdy nie znajdą wspólnego języka. Jestem o tym przekonana. Mało tego - taki belfer będzie już po prostu nie wypalony, a wyjarany. Marzenia o budowaniu dyscypliny zastąpi tymi o kąpieli borowinowej na obolałe stawy lub zbliżającej się wizycie do kardiologa, laryngologa, czy kręglarza.

Wracając do samej dyscypliny. Poza nauczycielami z półwiecznym stażem, za krecią robotę odpowiadają sami rodzice. Często nie wychowują swoich pociech. Kupienie butów, czy ofiarowanie pięciu złotych na kanapkę ze szkolnego sklepiku to chyba wciąż za mało, by powiedzieć ''tak, wychowuję swojego syna, czy córkę na dobrego człowieka''. Dzieci nierzadko kompletnie nie wiedzą, jak zachować się w różnych sytuacjach społecznych. Zrzucanie odpowiedzialności na szkołę również jest bezzasadne, gdyż szkoła ma wspierać rodziców w wychowaniu, a nie ich wyręczać.  Idąc dalej, w stronę najnowszych trendów - wychowanie bezstresowe to jakaś fikcja! Przyszła gdzieś tam kiedyś z USA, więc niech tam sobie wraca.


Z całą pewnością dziecka nie wolno bić. Dziecka nie wolno poniżać. Dziecka nie wolno krzywdzić w żaden sposób. Dziecko to skarb. Pod tym stwierdzeniem podpisuję się obiema rękami. To, jak zostanie potraktowane w dzieciństwie, między innymi przez belfra i rodzica zdeterminuje jego zachowanie wobec własnych dzieci i innych ludzi w ogóle. Co zatem wolno? Na pewno wolno wychowywać je załączając opcję dodatkowego fakultetu ''Przygotowanie do stresu''. A jego w dorosłym życiu przecież nie brakuje. Wolno pozwalać popełniać mu błędy i umożliwiać ich poprawę. Wolno spędzać z nim czas. Dużo czasu. Wolno wymagać. Wolno rozmawiać, dyskutować. Wolno też tłumaczyć, pokazywać, stosować metody niekonwencjonalne, nie naruszające przy tym jego godności. Wolno wyznaczać granice, konsekwentnie zwracać uwagę - wolno być upierdliwym. I taka zamierzam być. Trudno.

Brak komentarzy: